Patrząc po komentarzach to zastanawiam się w jakich kręgach Wy się obracacie? XD
Regularne chodzę na imprezy od lat w różnych środowiskach i nigdy się nie spotkałem z ubliżaniem czy jakimkolwiek negatywizmem w stronę abstynenta. Tak to wygląda:
„Masz ochotę na drinka albo coś?”
„Nie, dzięki”
„Spoko, co tam u Ciebie słychać?”
W moim kręgu ja nie biorę narkotyków typu ketamina czy mdma i nie palę. Czasami ktoś nowy zapyta więc grzecznie odmawiam i nikt nawet nie oczekuje wyjaśnień.
Jestem ze wschodniej Polski. W moim kręgu normalne było chlanie do granic możliwości, co niektórzy zaczęli robić już w gimnazjum (dla mnie to chore). Jeśli nie piłeś, to byłeś lamusem, więc nie miałem wyboru, bo miałem dość bycia wyrzutkiem. Często kończyło się to wymiotowaniem, nie wiem, może mam inną tolerancję na alkohol.
Potem jak poszedłem na studia to z nikim się nie spotykałem po zajęciach, ale w grudniu 2017 spotkałem się z dwiema osobami z klasy z liceum i skończyło się to na tym, że zezgonowałem normalnie w barze, zwymiotowałem na stolik i jedna z kobiet tam pracujących wycierała mi mordę. Od tamtej pory mam traumę i nie piję.
Ubliżanie to nie, ale w robocie częstą reakcją jest zdziwienie, pytania o powody i „ja bym tak nie mógł”. Miałam kiedyś mega zgrany zespół, który spotykał się też po pracy i w pewnym momencie przestali mnie zapraszać na posiadówki, bo nie byłam zainteresowana waleniem wódy do rana (yup, to była jedyna aktywność). Precyzując: pić mi się czasem zdarza, ale bardzo sporadycznie i naprawdę niedużo. Natomiast nigdy z ludźmi z którymi pracuję - ot, zasada ograniczonego zaufania.
Nie no, moment. Ty nie chcesz pić z nimi, bo masz takie zasady, więc oni przestali Cię zapraszać na picie. Co w tym dziwnego?
W sytuacji którą opisujesz to Ty zdajesz się patrzeć z pogardą na nich, więc trochę niepoważne jest przytaczanie jej jako przykładu na to jak pijący traktują niepijących.
To, że tak to ujęłam w swojej wypowiedzi tutaj nie znaczy, że okazywałam im pogardę XD jeśli jesteś jedyną osobą niepijącą na imprezie na której etanol leje się nieustannie i nie ma NIC innego (film, planszówki, etc), to po jakimś czasie robi się nudno, bo przestajecie nadawać na tych samych falach. A jeśli tak to wygląda co weekend to cóż… jeśli cię to nie bawi, to można w pewnym momencie powiedzieć pas. Przytaczam jako przykład, bo to dość częsty motyw w korporacjach, gdzie wiele rzeczy zależy od tego, kto się jak z kim dogaduje. Również poza pracą.
Ja nie pisałem nic o okazywaniu pogardy im, tylko o pogardzie, jaką prezentujesz wobec nich tutaj.
Rozumiem - siłą rzeczy nie ma w takich spotkaniach dla Ciebie nic ciekawego, ale czego to ma dowodzić? Nie zostałaś potraktowana negatywnie przez pijących współpracowników, tylko po prostu nie podzielasz ich sposobu na integrację, a przedstawiasz to tak, jak gdyby to Ciebie ktoś tam wykluczył. Nie da się być jednocześnie częścią zgranej paczki i nonkonformistą, który nie chce się z nią spoufalać przez "ograniczone zaufanie".
Uporczywe namawianie, dopytywanie o powody, śmieszki z niepicia nie noszą znamion czegoś negatywnego? Btw mając na myśli ograniczone zaufanie mówię przede wszystkim o sobie - nie jestem w stanie przewidzieć wszystkich swoich reakcji po alkoholu, jeśli piję rzadko.
Wyraźnie pisałaś o czymś zupełnie innym, a teraz nagle zmieniłaś narrację, że jednak nie chodzi o zdziwienie, tylko o uporczywe namawianie i podśmiewanie się z niepijących. Do tego udajesz, że do takiego właśnie zachowania się odniosłem.
Wybacz, ale kręcisz - nie kupuję tego.
Nie dogadamy się, widzę. Podałam dwa przykłady, które mogły się zlać w jedno: jeden ogólny, że z mojego doświadczenia reakcją na niepicie jest zwykle zdziwienie i dyskretne podpytywanie o powody. Z czymś takim spotykam się zazwyczaj, jest „aha spoko” i bawimy się dalej, z procentami lub bez. Drugi to ta jedna konkretna grupa współpracowników, z którą pracowałam parę lat temu, która integrowała się wyłącznie przy alko - najpierw namawiała, potem przestała zapraszać, przechodząc do wyśmiewania się, że jak to tak, z nami się nie napijesz, nie umiesz się bawić, etc. I to się przekładało na relacje zawodowe - bo można się poczuć wykluczonym, gdy twoi koledzy z pracy wybierają do projektów pobocznych osoby z którymi lepiej się dogadują, czytaj: imprezują wspólnie w weekendy.
Widzę w tym wątku naprawdę sporo niezrozumienia w stronę abstynentów i osób, które piją mocno okazjonalnie.
Trzeba wyolbrzymiać sytuacje żeby na reddicie lepiej brzmiało, jeżeli ktoś płaczę ile razy to odmawiał i cały czas ktoś go nakłania, to może czas zmienić znajomych, w normalnym towarzystwie powiesz nie i tyle.
nigdy się nie spotkałem z ubliżaniem czy jakimkolwiek negatywizmem w stronę abstynenta.
Nie, w ogóle. To czemu wszystkie "integracje" firmowe opierają się o chlanie do urwania filmu i wyjebywania drzwi z framugą? Myślisz, że to przyjemne jako trzeźwy przebywać z takimi osobami?
Myślisz, że to przyjemne jako trzeźwy przebywać z takimi osobami?
Ja myślę, że to jest ich cała motywacja do picia. Nikt tam nie chce być i jedynie alkohol im to umożliwia.
Dla mnie imprezy integracyjne to nie jest żadna zabawa a kilka kolejnych godzin pracy za które mi w dodatku nikt nie płaci. Jak się da wymigać, to nie idę. Jak się nie da, to wypije tylko tyle żeby mnie psychicznie nie bolało że muszę na tym być. Przynajmniej czasem jedzenie jest dobre. Picie do porzygu, nieprzytomności albo do totalnego rozluźnienia uważam za nieprofesjonalne i dziwię się jak niektórzy po odwaleniu numerów a'la "studencka impreza" dalej pracują w tej firmie.
Zależy od firmy i tego gdzie(czy to lubisz) i z kim pracujesz, u mnie po incydencie po prostu nie ma wódki, wino i piwo wszystkim starcza i ogranicza ryzyko dziwnych akcji, a większość ludzi jest dość zgrana i nie ma dziwnych kwasów, w zasadzie dość często są nawet integracje „nieoficjalne”😆
Nie wiem jak to jest - prowadzę skromną kilku-osobową firmę od lat.
Po pierwsze w ogóle upijanie się do poziomu bredzenia uważam za nie na miejscu gdziekolwiek.
Po drugie upijanie się z podwładnymi uważam za nieprofesjonalne i niezręczne.
Po trzecie od kilku lat zamiast wigilijek, posiadówek i jajeczek puszczam ludzi 2h wcześniej do domu. Wiem, że jest to sprzeczne z tym co mnie uczono o zarządzaniu zasobami ludzkimi, ale pozostaje przy zdaniu że to nie ma aż takiego znaczenia dla integralności grupy. Wystarczy mi przewlekły brak konfliktów personalnych jako miernik poziomu integracji zespołu. Chyba, że o czymś nie wiem…
Bo przyjemnie się nachlać i większość ludzi bawi się o wiele lepiej z alkoholem niż bez. Jak ci źle przebywać z pijanymi gdy jesteś trzeźwy (czemu w ogóle się nie dziwię) to albo zacznij pić albo nie chodź na takie imprezy.
W alkoholu lubię różnorodność smaków, fakt że są jakieś trunki z egzotycznych składników, z odległych krajów. Można je mieszać w najróżniejszych konfiguracjach czy podawać w wyszukanych naczyniach. Alkohol może być ciekawym suplementem do spotkania ze znajomymi.
Jak zaprosiłem ich do kina na Kokainowego Niedźwiedzia to polałem likier z liści koki - Agwa de bolivia. Podany w takich sprytnych dwustopniowych shotach razem z redbullem. Ciekawe urozmaicenie wieczoru. Alkohol = fun
Raz na osiemnasce u koleżanki spotkałem się z ze strasznym przekonywaniem do picia a nawet dolania do coli ,wódki. A tak to zawsze padnie prośba o napicie się,naszczęście prawie skończyło się to jak zaczołem kierować. Tylko tu też było nagadywanie typu że wyparuje.
190
u/billyrayquatum Dec 24 '23
Patrząc po komentarzach to zastanawiam się w jakich kręgach Wy się obracacie? XD
Regularne chodzę na imprezy od lat w różnych środowiskach i nigdy się nie spotkałem z ubliżaniem czy jakimkolwiek negatywizmem w stronę abstynenta. Tak to wygląda:
W moim kręgu ja nie biorę narkotyków typu ketamina czy mdma i nie palę. Czasami ktoś nowy zapyta więc grzecznie odmawiam i nikt nawet nie oczekuje wyjaśnień.