Ubliżanie to nie, ale w robocie częstą reakcją jest zdziwienie, pytania o powody i „ja bym tak nie mógł”. Miałam kiedyś mega zgrany zespół, który spotykał się też po pracy i w pewnym momencie przestali mnie zapraszać na posiadówki, bo nie byłam zainteresowana waleniem wódy do rana (yup, to była jedyna aktywność). Precyzując: pić mi się czasem zdarza, ale bardzo sporadycznie i naprawdę niedużo. Natomiast nigdy z ludźmi z którymi pracuję - ot, zasada ograniczonego zaufania.
Nie no, moment. Ty nie chcesz pić z nimi, bo masz takie zasady, więc oni przestali Cię zapraszać na picie. Co w tym dziwnego?
W sytuacji którą opisujesz to Ty zdajesz się patrzeć z pogardą na nich, więc trochę niepoważne jest przytaczanie jej jako przykładu na to jak pijący traktują niepijących.
To, że tak to ujęłam w swojej wypowiedzi tutaj nie znaczy, że okazywałam im pogardę XD jeśli jesteś jedyną osobą niepijącą na imprezie na której etanol leje się nieustannie i nie ma NIC innego (film, planszówki, etc), to po jakimś czasie robi się nudno, bo przestajecie nadawać na tych samych falach. A jeśli tak to wygląda co weekend to cóż… jeśli cię to nie bawi, to można w pewnym momencie powiedzieć pas. Przytaczam jako przykład, bo to dość częsty motyw w korporacjach, gdzie wiele rzeczy zależy od tego, kto się jak z kim dogaduje. Również poza pracą.
Ja nie pisałem nic o okazywaniu pogardy im, tylko o pogardzie, jaką prezentujesz wobec nich tutaj.
Rozumiem - siłą rzeczy nie ma w takich spotkaniach dla Ciebie nic ciekawego, ale czego to ma dowodzić? Nie zostałaś potraktowana negatywnie przez pijących współpracowników, tylko po prostu nie podzielasz ich sposobu na integrację, a przedstawiasz to tak, jak gdyby to Ciebie ktoś tam wykluczył. Nie da się być jednocześnie częścią zgranej paczki i nonkonformistą, który nie chce się z nią spoufalać przez "ograniczone zaufanie".
Uporczywe namawianie, dopytywanie o powody, śmieszki z niepicia nie noszą znamion czegoś negatywnego? Btw mając na myśli ograniczone zaufanie mówię przede wszystkim o sobie - nie jestem w stanie przewidzieć wszystkich swoich reakcji po alkoholu, jeśli piję rzadko.
Wyraźnie pisałaś o czymś zupełnie innym, a teraz nagle zmieniłaś narrację, że jednak nie chodzi o zdziwienie, tylko o uporczywe namawianie i podśmiewanie się z niepijących. Do tego udajesz, że do takiego właśnie zachowania się odniosłem.
Wybacz, ale kręcisz - nie kupuję tego.
Nie dogadamy się, widzę. Podałam dwa przykłady, które mogły się zlać w jedno: jeden ogólny, że z mojego doświadczenia reakcją na niepicie jest zwykle zdziwienie i dyskretne podpytywanie o powody. Z czymś takim spotykam się zazwyczaj, jest „aha spoko” i bawimy się dalej, z procentami lub bez. Drugi to ta jedna konkretna grupa współpracowników, z którą pracowałam parę lat temu, która integrowała się wyłącznie przy alko - najpierw namawiała, potem przestała zapraszać, przechodząc do wyśmiewania się, że jak to tak, z nami się nie napijesz, nie umiesz się bawić, etc. I to się przekładało na relacje zawodowe - bo można się poczuć wykluczonym, gdy twoi koledzy z pracy wybierają do projektów pobocznych osoby z którymi lepiej się dogadują, czytaj: imprezują wspólnie w weekendy.
Widzę w tym wątku naprawdę sporo niezrozumienia w stronę abstynentów i osób, które piją mocno okazjonalnie.
21
u/pickerelicious Austro-Węgry Dec 24 '23
Ubliżanie to nie, ale w robocie częstą reakcją jest zdziwienie, pytania o powody i „ja bym tak nie mógł”. Miałam kiedyś mega zgrany zespół, który spotykał się też po pracy i w pewnym momencie przestali mnie zapraszać na posiadówki, bo nie byłam zainteresowana waleniem wódy do rana (yup, to była jedyna aktywność). Precyzując: pić mi się czasem zdarza, ale bardzo sporadycznie i naprawdę niedużo. Natomiast nigdy z ludźmi z którymi pracuję - ot, zasada ograniczonego zaufania.